czwartek, 20 lutego 2014

Polska demokracja, czyli demokracja pozorowana

Przyjęło się mówić o polskiej demokracji, wszakże już 24 lata minęły od "zmiany ustroju".
Podstawą demokracji są, jak wszystkim wiadomo wolne wybory demokratyczne, czyli takie, gdzie wygrywa ten, który głosów dostanie najwięcej /tak można rzecz najłatwiej ująć/. W ostatnim czasie zauważyłem jednak, że nie do końca jest to zgodne z prawdą, a my, jako społeczeństwo, jesteśmy oszukiwani zarówno przez władzę jak i w dużym stopniu przez media. Nie wiem czy pamiętacie, jak ostatnio został zorganizowany plebiscyt na polityka roku. Wygrał go oczywiście nasz "świetny" prezydent Bronisław Komorowski z 17% głosów /na kolejnych miejscach: Jarosław Kaczyński (5%) i Donald Tusk (3%). Wygrał Komorowski, ale czy można mówić o polityku roku, wybranym przez 17% społeczeństwa? Oczywiście, że nie! Najlepszym tego dowodem jest fakt, iż 63 procent polaków nie potrafiło wskazać kandydata, z czego niemal 40% uznało, że ten tytuł nie należy się żadnemu z polityków. Tak właśnie wygląda polityk roku Bronisław Komorowski, wybrany większością głosów tj.17% i to chyba wystarczy za podsumowanie.
Kolejna sprawa, z którą ostatnio mogliśmy się zetknąć to próba odwołania prezydent Warszawy - Hanny Gronkiewicz Waltz.
Ciężko mi się tutaj odwoływać do pracy pani prezydent i do atmosfery panującej w Warszawie, w tym czasie, bo i w Warszawie nie bywam i nie mieszkam, ale nie to jest istotne. Nie istotnym stało się to, czy odwołanie będzie miało jakikolwiek sens, czy nie. A wszystko za sprawą PO, która w sposób perfidny, wyrachowany i całkowicie publiczny nawoływała do bierności w referendum.
W referendum w sprawie odwołania wystarczająca byłaby frekwencja na poziomie 27%. W sondażach wykazywano 36% warszawiaków gotowych pójść do urny, z czego aż 60% wyrażało swoje poparcie dla odwołania HGW ze stanowiska prezydenta. Donald Tusk wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, postanowił nawoływać do bojkotu referendum, sugerując, że lepiej w tym czasie będzie iść na grzybobranie. Bojkot przyniósł skutki i zagłosować poszło 26% uprawnionych, co znaczy, że zabrakło 1% głosów, więc referendum uznano za nieważne. Tak to wyglądało. Teraz czas na kilka pytań:
1.Czy 26% frekwencji znaczy o demokratycznym Państwie/społeczeństwie?
2. Czy nawoływanie przez premiera do bojkotu jednej z zasad demokracji, świadczy o demokratycznym Państwie?
3.Czy w przypadku osiągnięcia wymaganego progu frekwencji i odwołania HGW mimo bojkotu, zwolenników PO można by było nazwać wygranymi demokratami?

Odpowiedź na te trzy pytanie brzmi NIE.
Referendum warszawskie pokazało nam czarno na białym, że my, polacy nie jesteśmy demokratycznym Państwem. Nie jesteśmy zainteresowani losami naszego kraju, a władzę oddajemy ludziom bez pojęcia, tylko dlatego, że nam samym nie chce się nic, tak naprawdę.
W Warszawie zwolennicy PO mimo wygranej, tak naprawdę przegrali. Przegrali z systemem, oddając apartczykom władzę po raz kolejny, przegrali z demokracją, prezentując całkowicie odmienne zachowanie.
Mam nadzieję, że to wystarczające dowody na to, że demokracja w naszym kraju /i nie tylko/ zawodzi. Zawodzą ludzie, dający się manipulować politykom i mediom, zawodzą politycy, myśląc tylko o własnych kieszeniach.
Czy jest jakieś wyjście z tej studni bez dna? Czy jesteśmy w stanie zjednoczyć się razem, narodowcy i lieberałowie, zwolennicy PO, PiS i wszytkich innych partii, aby stanąć razem, ramie w ramie i nie dać po raz kolejny wyrolować komunistycznemu aparatowi władzy w demokratycznym stroju?
Wybory parlamentarne już za rok, a ja mam nadzieję, że przynajmniej w małym stopniu ludzie zaczną się w końcu interesować swoim krajem i przestaną pozwalać sobą manewrować, gdzie teraz, w przeciwieństwie do tego co napisałem, widnieje jedynie masa głupich komentarzy, gdzie krytykuje się wszystkich i za wszystko, jednocześnie samemu nie idąc nawet do urny, by oddać swój głos i zmienić los.

środa, 22 stycznia 2014

Gender - cała prawda o...

Jak już wszystkim w Polsce wiadomo, temat ideologii gender nie schodzi z ust posłów i posłanek, a w rządzie atmosfera pogarsza się z każdym dniem. W sejmie utworzyły się dwa obozy - jeden skupiający tych "ZA", drugi "PRZECIW".
Nikt nie zamierza ustąpić, nikt nie zamierza dzielić zdania na pół, choć w moim przekonaniu powinni, ale o tym za chwile.
Na samym początku musimy przyjąć prawdę "prawdziwą" czyli fakt, że gender jest nauką, a nie ideologią, jak twierdzą zagorzali prawicowcy (i nie tylko).
Zwolennicy nauki gender na każdym kroku zapewniają, że podstawą nauki nie jest, jak myśli większość prawicy, płeć biologiczna, a płeć kulturowa. Co to znaczy? Mianowicie chodzi o to, iż naukowcy doszli do wniosku (na podstawie wieloletnich badań), że poza płcią biologiczną (chlopak/dziewczyna) istnieje również podział na płeć kulturową, przez co np. kobiety, wg. stereotypów zajmują się domem, a meżczyźni pracą, czy np. kobiety są szwaczkami, a meżczyźni górnikami. Wprowadzenie nauki gender, ma tłumaczyć już najmłodszym dzieciom (0-4 lat), że takie stereotypy są nieprawidłowe. Nie zgadzacie się? To zwróćcie proszę uwagę, że nie wszystkie kobiety ważą 40kg i mają 150cm wzrostu. Są również kobiety o męskich cechach - wysokie, silne - one moga chcieć do pracy, do kopalni, służyć w wojsku czy naprawiać auta w warsztacie. To samo dotyczy się mężczyzn, którzy coraz częściej prowadzą dom, są fryzjerami, stylistami itp. Wszystko zależy od zainteresowania, nie od płci i w moim przekonaniu jest to jak najbardziej słuszna droga.
Poniżej wrzucam matrycę, opracowaną przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) oraz niemieckie Federalne Biuro ds. Edukacji w Kolonii, wykazującą "Standardy Edukacji Seksualnej":


Dla leniwych wrzucam dodatkowo kilka screen'ów, z powyższej matrycy, które uważam za najciekawsze:


Na wyżej przedstawionych tabelach, widzimy jakie wg.WHO informacje, umiejętności i podstawy powinny posiadać dzieci kolejno 0-4 lat oraz 4-6 lat.
Wszystko wydaje sie ok, nawet po przeczytaniu kilka razy. Najbardziej mój wzrok jednak przyciągnał punkt: "radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa". Niby nic specjalnego, tym bardziej, że wbrew temu co sugerują media prawicowe, zapis ten znajduje się w kolumnie "informacje", a nie "umiejetnosci", ale to, co zobaczylem w klipie z belgijskiego teleranka przeszlo moje najśmielsze oczekiwania. 
Oto ten klip:


 Jak widać, nie jest to bajka, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Czytając tabelkę, miałem świadomość, że nauka o masturbacji będzie wcialana w życie, jednak nie sądziłem, że można wziąć to, aż tak dosłownie jak zrobiono to w Belgii. Czułem się nieco zniesmaczony, jednak nie chcąc dać się powalić samemu sobie, postanowiłem pokazać tą "bajkę" dwójce dzieci: dziewczynce - lat 11 oraz chłopakowi - lat 5. I nie rozczarowałem się, nie zdziwiłem się. Reakcja mogła być tylko jedna i była - "BLE" - to wszystko co mogłem uslyszeć.
Z mojego punktu widzenia jest to nie do przyjęcia. I nie piszę tu o masturbacji, jako czymś złym, ale o sposobie przekazywania wiedzy tak małym dzieciom. 
Ktoś może zapytać: 
-ale co w tym złego? 
Ano to, że wyciągając spod dywanu tak delikatny temat tabu i stawiając go na stole, przed przedszkolakami pozbawiamy ich czegoś, co jest nazywane WSTYDEM! A jeżeli dziecko bedzie pozbawione wstydu, to kim bedzie w przyszłości? Jak będzie kształtowała się jego psychika? Jaka wtedy będzie wizja domu, rodziny. Jakie znaczenie bedzie miało słowo "Intymność"?

Jak widac nie wszystko jest tak proste, jakby wydawać się mogło, dlatego też nie trzymam ani jednej, ani drugiej strony.
Bardzo mądrze wypowiada sie na temat gender prof.Hartman z TR, który promuje zmiany jedynie na tle plci kulturowej, choć z tego, co zrozumiałem, nie ma on pojęcia o podejmowanych krokach w stosunku do edukacji szkolnej najmłodszych w innych krajach EU. Drugą stronę barykady otwiera SP z panią Beatą Kempą na czele. Pani poseł powołała zespół parlamentarny do zwalczania ideologii gender, jednak nie dość, że nic z tego nie wynikło, to nie sądzę, by pani Kempa była w stanie zmienić cokolwiek, bo do tego potrzeba przynajmniej odpowiedniej wiedzy, siły przebicia i co najważniejsze otwartości na pozostałe aspekty gender, a w zespole pani poseł wszystko jest stronnicze i z góry przesądzone (należy dodać, że w zespole tym poza panią Beatą, jest 14-tu innych członków - tylko mężczyzn - co uwidacznia, po co nam ten gender)
Taka sama sytuacja niedawno miała miejsce z ustawą o związkach partnerskich. Ci co są przeciw nie rozumieją tej ustawy, choć przez jeden z punktów, który mówi o możliwości adopcji dzieci przez pary homoseksualne, skazują tą ustawę na niepowodzenie.
Mentalność ludzi w Polsce jest dziwna, powiedziałbym bardziej prorosyjska niż proeuropejska, dlatego zamiast badać i wykorzystywać tą wiedzę w odpowiedni sposób, oczerniamy wszystko powierzchownie, nie sprawdzając nawet poprawności zaczerpniętej informacji.
Taki już z nas naród, że wszystko wiemy najlepiej, a specjaliści nas oszukuja, skoro nie podzielają naszego zdania. 
Śmieszne? Eh, ale jakie prawdziwe. 
Wystarczy zaglądać na komentarze, pod artykułami na temat gender, żeby się przekonać o mojej racji - pełno kłamstw, chamstwa i ksenofobii.

Na zakończenie chciałbym dodać jedynie, że nie bronie, ani nie oskarżam nikogo, ale może usłyszy ktoś moje wołanie: Ludzie, opamiętajcie się! Czyńmy dla naszych dzieci, jak sami kiedyś chieliśmy być traktowani. Nauczajmy nasze dzieci tego, co jest niezbędne aby funkcjonować jako człowiek, ale nie niszczmy im dzieciństwa, nie zabierajmy im tego, czego być może sami nie mieliśmy.
Zamiast uczyc masturbacji, może lepiej byłoby zaczac od nauki o miłości? 
Bo w koncu to nie seks, a milosc zbliża ludzi do siebie!!!
Nie dajmy sie zwariowac!!!

wtorek, 2 kwietnia 2013

W życiu piękne są tylko chwile


Nasze życie to nieustający bieg za czymś - praca, pieniądze, zakupy, rachunki, dzieci, dom...
Nierzadko wpędzamy się w sita monotonii, a dzień za dniem mija niespodziewanie, sekunda po sekundzie. Czasem nawet nie ma czasu zastanowić się nad samym sobą i uporządkować myśli w głowie.
Na szczęście, zdarza się takie oderwanie od rzeczywistości, chwile, które dają nam poczucie szczęścia  jednocześnie wprawiając nas w stan szoku.
Każdy z nas, kiedy był dzieckiem, zapewne miał jakieś wyobrażenia siebie w dorosłej rzeczywistości. Ja przynajmniej miałem :)
Miałem kilka marzeń, które następnie zamieniły się w cele do osiągnięcia, aby być w pełni szczęśliwym. Jednym z takich marzeń był ślub, taki prawdziwy, na jakich bywałem wcześniej, pełen uczucia miłości; z osoba, która znaczy coś więcej, niż moje "Ja" i mój świat. Pragnąłem nadejścia czasów, kiedy będę mógł spojrzeć jak wygląda moje dziecko i kiedy będę mógł dzielić radości i smutki z rodzina, która powstała z naszej wzajemnej miłości. Od zawsze chciałem tez zaistnieć, ale w pozytywnym znaczeniu. Osiągnąć coś w życiu, dojść do czegoś, po prostu nie żyć tylko po to, żeby żyć.
Dlaczego chwile? Ponieważ chwile pozostawiają po sobie coś, czego nikt nigdy nam nie zabierze - pozostawiają po sobie wspomnienia.
W moim życiu również nadszedł czas na piękne chwile, te niegdyś wyimaginowane we własnej dziecięcej jeszcze wyobraźni. Spotkałem kobietę (wówczas dziewczynę), z która chciałem spędzić resztę życia. Z dnia na dzień przekonywałem się tylko o tym coraz bardziej, a po pięciu latach postanowiliśmy się pobrać.
I nadszedł ten dzień. Dzień mojego ślubu. Dzień, który wyobrażałem sobie tysiące razy. Ciężko opisać to słowami. Ogromne poczucie bliskości i miłości tej drugiej osoby, tak naprawdę pierwszy raz tak bardzo upublicznione, dawało uczucie wewnętrznej euforii. Nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze, obsadzony w jednej z dwóch, pierwszoplanowych ról. Spełniło się moje marzenie, a ja myślałem  ze nic lepszego się w życiu nie może przytrafić. Przez trzy lata małżeństwa zdążyliśmy pomieszkać razem zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, a na końcu w UK. Były upadki i wzloty, łatwiejsze i trudniejsze chwile w tym czasie. Zaczęło ubywać tematów do rozmów, przybyło monotonii. Zmiana czegoś w naszym życiu mogła okazać się tylko zbawienna. W lutym 2010 r. wszystko się odmieniło. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Ewelina (moja zona)  wołając mnie już ze schodów  zbiegła do "livingu" pospiesznym tempem trzymając w reku test ciążowy  Widniało na nim 3+ co znaczyło, ze wynik jest pozytywny. I tak naprawdę to ostatni moment, w którym bylem sobą. Wziąłem ten test do reki i ze łzami w oczach patrzyłem i już wiedziałem, ze to jest dzień  kiedy spełnia się moje kolejne z największych marzeń. Nie mogąc pohamować łez, wyszedłem przed dom, odpaliłem papierosa i z niemożliwym do powstrzymania uśmiechem na twarzy roniłem łzy jak male dziecko. Czułem się jak w amoku, a chwila ta stała się jednym z najpiękniejszych wspomnień. Cały okres ciąży okazał się jakiś magiczny, a ja z każdym dniem przeżywałem aktualna sytuacje, starając się przygotować do myśli o ojcostwie. Widok bijącego serduszka na monitorze od razu napełniał mnie uczuciem do tej malej istotki, której jeszcze na żywo, tak naprawdę nie widziałem.
Nadszedł październik - miesiąc gdy moja córka miała przyjść na świat.
Pamiętam ta noc, spędzona przy łóżko na porodówce  Twardy, skórzany fotel ciskał w plecy, na szczęście po kilku godzinach jedna z pielęgniarek zlitowała się i pokazała mi jak go rozłożyć  Przed wejściem bocznym do szpitala, nad ranem zaczęło brakować miejsca w popielniczce. Nerwy zjadały mnie z każda minutą, która wydawała się być wiecznością. W końcu poproszono mnie o założenie fartucha lekarskiego oraz czepka i udanie się na sale, gdzie miał się odbyć poród. To było coś niesamowitego. Czułem się jak widz dobrego filmu. Filmu, który był bardziej realny niż rzeczywistość. Pełno lekarzy, pielęgniarek, przyrządów chirurgicznych i mocnych świateł. I My. Wszystko było inne, moje życie istniało tylko tam i wtedy, nie było żadnej otoczki na zewnątrz, nie było czasu, a wszystko inne się nie liczyło. I dostałem córkę na ręce. Była jeszcze brudna i mokra, wystraszona trzęsła się jak galareta, wydając z siebie pierwsze dźwięki  Pocałowałem ja w policzek, a łzy płynęły po moich policzkach spadając na jej twarz. Nie wiedziałem kim powinienem się zająć pierwsze - z jednej strony niemowlę na rekach, z drugiej, wyczerpana po porodzie żona. To właśnie wtedy zrozumiałem ze "My" to już nie dwa, a trzy. Zrozumiałem  ze teraz mnie musi starczyć dla dwojga, co wiązało się oczywiście z kolejnymi wyrzeczeniami i znacznie cięższa i bardziej wyczerpującą praca, jednak sam fakt tego wydarzenia napełniał mnie chęcią do życia i wiara, ze teraz już mam wszystko i mogę wszystko.
Od tego czasu mija już trzeci rok, a ja tak dobrze czuje się, będąc dumnym mężem i ojcem.
Teraz kolej na realizacje następnych marzeń, aby tych pięknych wspomnień było tylko więcej i więcej, bo jak kiedyś śpiewał ś.p Rysiek Riedl z Dżemu - "W życiu piękne są tylko chwile..."

Miłego dnia!

piątek, 29 marca 2013

Między wiarą, a religią


Jak zapewne już wiecie z poprzednich tematów, nie praktykuje żadnej religii. Czy to znaczy, ze nie wierze? Nic bardziej mylnego.
Niegdyś wiara i religia były nierozerwalne. To znaczy, ludzie byli bardzo ortodoksyjnymi wierzącymi,  w związku z tym przestrzegali każda jedną zasadę, czy to z Pisma Świętego, Koranu czy innej świętej księgi, w zależności od swojego wyznania. W dzisiejszych czasach ten "ortodoks-jonizm" istnieje jedynie w krajach islamu i judaizmu.W Polsce niestety takie wartości zaginęły już dawno, jednak ze względu na kulturę wychowania, wpaja się nam głupoty typu: katolicyzm to jedyna prawidłowa religia, kościół (budynek) jest święty, ksiądz jest powołany przez Boga itp, itd., a szkoda, bo ludzie są naprawdę rożni. Ci, którzy są podatni na sugestie innych i maja problem z przedstawianiem swojego zdania staja się kolejnym pokoleniem tych pseudo-katolików, pojmujących Biblie całkowicie dosłownie.
Gdzie jest wiec różnica miedzy wiara a religia?
Nie trzeba być biblioznawca, by wiedzieć na czym jaka religia polega. Już po ogólnym zapoznaniu się z tematem religii i wyznań na świecie można zauważyć, ze wszystko sprowadza się do jednego - miłości.
To właśnie miłość jest tą esencją i podstawą wszystkich religii. Bóg, Jahwe, Jehowa, Mahomet, Allah - to tylko nazwy (imiona) Tego, co kryje się pod pojęciem MIŁOŚĆ.

A teraz przedstawię krotki dialog, żeby zobrazować jak to widzę: 
- jakiego wyznania jesteś?
- jestem katolikiem. 
- dlaczego jesteś katolikiem?
- bo od najmłodszych lat dziadkowie dawali mi czytać biblie i... ganiali mnie do kościoła i... ogólnie, to wierze w Boga i niebo i... piekło i... spowiadam się z grzechów, mszy nie opuszczam i... w ogóle myślę, ze urodziłem się katolikiem
- Hehe, dobrze, powiedz mi wiec jakie wartości dało ci wyznanie katolickie?
- yyy.... y yyy.... wartości... yyy...
- no dobra, to powiedz mi co zawdzięczasz temu ze chodzisz do kościoła, spowiadasz się, co wnioskujesz z przeczytania biblii?
- yyy... yyy... yyy...

I to chyba wystarczy, żeby przedstawić aktualny system pojmowania i promowania religii katolickiej. Ludzie zbytnio się zagubili i zapomnieli o najważniejszych cechach i o całym sensie religii, w która wierzą.
Ja osobiście nie identyfikuje się z żadna z istniejących religii, jednak wierze w Boga, jako nieskończoną miłość i zbliżam się do niego poprzez dawanie tej miłości  I nie chodzi o szczegółowe pojmowanie miłości  ale ogólnie, jako miłość do bliźniego. Myślę, ze to wystarczy. Nie potrzeba spowiedzi, nudnych kazań na mszy, znajomości tysiąca przykazań i zasad. Wystarczy zrozumieć bezpośredni wers z Biblii "Miłujcie się wzajemnie,tak jak Ja was umiłowałem" i mamy meritum każdej religii w jednym zdaniu.
Bo tak naprawdę każda religia jest prawdziwa i prawidłowa, bez względu na to jakich imion, nazw i przypowieści się użyje, pod warunkiem ze nie będzie traktowana dosłownie  bo głównym wyrażeniem  każdej religii jest miłość do bliźniego - czysta, bezinteresowna, płynąca z serca, dająca poczucie, ze jest się tutaj, na świecie w jakimś celu i ze wszystko co nas otacza ma sens. Człowiek może osiągnąć wszystko, może wspiąć się na szczyty kariery, może zarabiać krocie nad krociami, może rządzić państwem, ale jeżeli ten sam człowiek nie nosi w sercu miłości  bądź jej nie rozumie, jest tak naprawdę niczym, jest człowiekiem ale pustym, samotnym, paradoksalnie pozbawionym oznak ludzkości.
Wiara jest nam wszystkim potrzebna, żeby w jakiś sposób patrzeć w przyszłość bez strachu, z nadzieja, ze śmierć ciała nie jest końcem naszego życia, a dopiero ciekawym początkiem, jest nauka początkowa, takim przygotowaniem samego siebie, swojego ja, na spotkanie z Bogiem, czyli wstąpieniem do świata pełnego miłości, dobroci i wzajemnego, bezinteresownego miłowania się wzajemnie.
Zapewne większość  młodych ludzi, w tym wielu kolegów/koleżanek wyśmieje ten tekst i to cale gadanie o miłości. Przecież to takie babskie, a nawet pedalskie. Tak, wiem ze tak młodzi ludzie reagują na rozmowę o uczuciach i o wartościach, które tkwią w nas głęboko. Nazywam to niedojrzałością emocjonalna. Jednak jestem pewien, ze to tylko kwestia czasu i każdy jeden człowiek, w swoim życiu odnajdzie wiarę i będzie żył w zgodzie z ta wiara i ze samym sobą.
Tym przepełnionym nadziei akcentem żegnam się dzisiaj z Wami.
Z okazji zbliżających się świąt Wielkanocnych, które są dowodem na to, ze człowiek dla człowieka jest w stanie poświecić wszystko, nawet swoje życie, życzę Wam drodzy koledzy/koleżanki/czytelnicy napełnienia Waszych serc miłością i radością i żeby każdy dzień był dla Was nowym wyzwaniem i szansa na kolejny krok w stronę bycia kimś lepszym, niż było się do tej pory.
Pozdrawiam!!!
Katalog Blogów Blooger
Zagłosuj na
mój BLOG
w rankingu! :-)

sobota, 23 marca 2013

Emigracja


Jeszcze, jak dobrze pamiętam  pod koniec lat '80 wyjazd z kraju nie był niczym łatwym. Paszportów nie było na wyciągniecie reki, a ludzie nawet nie marzyli o tym, żeby zobaczyć inny kraj niż Polska.
Po upadku komunizmu wreszcie te marzenia mogły się spełnić, paszporty stały się dostępne dla każdego.
Na początku było to wszystko na przerost, bo ludzie nie byli przyzwyczajeni do takiej sytuacji, wiec i z kraju wyjeżdżać nie chcieli. Z biegiem czasu zaczęły powstawać firmy, oferujące prace za granica (pośrednicy), co w dalszej kolejności dodało polakom większej pewności siebie i zaczęli wyjeżdżać sami w "ciemno", w poszukiwaniu lepszego życia  I własnie w tym wszystkim nie było nic złego  Kto chciał  ten znalazł prace w Polsce za stawkę pozwalająca żyć, może nie jak król  ale godnie, jak człowiek  natomiast tym którzy marzyli o podniesieniu standardów, udostępniono wyjazd do innych krajów.
Niestety w ciągu kilku kolejnych lat sytuacja przerosła polaków. Nieumiejętne sprawowanie władzy  doprowadziło nas na przepaść. Powiększająca się z każdym rokiem dziura w budżecie państwa, problemy w ministerstwie zdrowia, pracy, finansów  banki, ZUS-y, NFZ itd - wszystko nagle zaprzestało poprawnie funkcjonować. Świnie, które siedziały aktualnie przy korycie, nie potrafiły oderwać się od niego i te same świnie siedzą tam do dzisiaj, dzięki dorzucaniu do koryta kolejnych porcji paszy przez UE.
W roku 2004, gdy polska przystąpiła do członkostwa w Unii Europejskiej, Europa otworzyła się na emigrantów otwierając granice (paszporty stały się niepotrzebne) oraz swoje rynki pracy (nie odrazo wszyscy, ale stopniowo). Zaczęła się masowa emigracja. Zważając  ze w Polsce było z dnia na dzień już tylko gorzej, każdy kto miał okazje, wyjeżdżał do rożnych zakątków europy i nie tylko.
Osobiście, pierwszy raz wyjechałem sam za granice na zbiory salaty do Niemiec, w pobliżu miasta Bonn. Wcześniej podróżowaliśmy sporo z rodzicami, jednak będąc tam samemu, odkrywałem i uczyłem się całkowicie nowych rzeczy. Kolejnym moim miejscem zagranicznego pobytu było Monachium gdzie mieszka moja mama i brat. To właśnie tam znalazłem pierwsza prace na własna rękę (w hotelu), poznałem ludzi całkowicie odmiennych narodowości i religii i zacząłem wnikać w język niemiecki. Po niecałym roku już potrafiłem się porozumieć z Niemcami  co prawda jeszcze w mało poprawny sposób  ale każdy rozumiał co mowie. Jak się okazało, Niemcy jako kraj okazał się nie dla mnie (dlaczego? sam nie wiem, ale z jakiś powodów na pewno).
Kolejny etap - Wielka Brytania.
Do Londynu przyleciałem z zona w 2007 roku. Mieliśmy zatrzymać się u szwagierki na okres około dwóch miesięcy. Zona miała pomoc siostrze z maluchem, który miał się wkrótce urodzić, a ja miałem trochę czasu żeby zarobić jakieś funty. Jak widać wszystko się przedłużyło, a my w Londynie mieszkamy do dzisiaj. Dlaczego? Z najprostszego na świecie powodu. Za każdym razem jak przylatuje do polski, wyobrażam sobie, ze wróciłem na stale. I co dalej? No własnie  nic. Nie ma pracy, nie ma pieniędzy  nie ma nic. Za każdym razem jest tylko gorzej. Ceny z kosmosu, zarobki z Chin i standard życia jak na Haiti, a przecież mamy tylko jedno życie i troszkę czasu, żeby je przeżyć tak jak chcemy.
Aktualnie mija już 6 lat, jak mieszkamy w UK. Tutaj urodziła się moja córka  tutaj mam dom, prace, rodzinę i przyjaciół  Mam tutaj wszystko to, czego nie mam w Polsce  wiec jak myślicie gdzie bardziej czuje się teraz u siebie? Oczywiście  to nie jest tak, ze zapomniałem skąd jestem. Człowiek to bardzo sentymentalna istota, wiec i ja o swoim kraju nie zapominam  Nie raz marzy mi się wrócić do ojczyzny, usiąść przy kominku i poczuć się jak 15-latek, wrócić choć na chwilkę do tego, czego nie doceniałem wtedy, ale z drugiej strony od razu przywołuje się do porządku myślą, ze na chwile obecna jest to nie możliwe  Sytuacja w kraju jest naprawdę zła. Jedyne zadowolone osoby z rządów PO to mieszkańcy największych miast polski, gdzie standardy przekraczają kilkukrotnie to co dzieje się w małych miasteczkach i wsiach. Teraz Polska jest tylko dla ludzi z kasa. Nie ma w niej miejsca na zbyt wielu szaraków. Potrzeba im tylko trochę taniej siły roboczej, do odwalenia brudnej i najcięższej roboty, czyli ludzi bez perspektyw i możliwości wyjechania za granice i to wszystko. Oni sami tona w luksusach sponsorowanych przez UE i podatników, a reszta (sami podatnicy) musi zadowolić się ochłapkami.
Średnie zarobki w Polsce - 3,7 tys/miesiąc. Żart?  Nie. W centrum Warszawy czy Krakowa pewnie tyle się da wyciągnąć  natomiast wiem, ze w moich rodzinnych stronach, tzn. na terenie Bieszczad, średnia ta wynosi jakiś 1000 zł a to już prawie 75% mniej, wiec czy jest się czym szczycić? Nie!
Do tego weźmy pod uwagę świadczenia i zasiłki:
Zasiłek dla bezrobotnych to ok 630 zł,  pielęgnacyjny 520 zł - jak za to żyć cały miesiąc?
Dla porównania spróbuje przedstawić sytuacje w Anglii.
Zarobki są bardzo, ale to bardzo zróżnicowane  Na zmywaku, sprzątaniu, bądź w coffe można zarobić tylko ok 200-250 funtów tygodniowo. To samo dotyczy się pracy w biurach na najniższych stanowiskach. Budowlańcy są już w stanie zarobić 300-1000 funtów tygodniowo, w zależności od wykonywanego fachu. Warto wspomnieć  ze lekarze, czy managerowie zarabiają tutaj nawet po kilka/kilkanaście tysięcy funtów na tydzień, ale to już inna bajka.
Nie dość tego, ze pracy jest sporo to i nie zapomniano o zasiłkach  I tak bezrobotny dostaje ok.320 funtów miesięcznie, mało zarabiający otrzymuje dodatek do mieszkania (średnio 80% wys. czynszu) oraz dodatek do pensji (ok.50 funtów na tydzień). Macierzyńskie trwa 9 miesięcy  może być pobierane jeszcze przed narodzinami dziecka i wynosi 500 funtów/miesiąc plus jednorazowe "becikowe" również 500 funtów.
Produkty w sklepach są tanie, często tańsze niż w Polsce (np. sok malinowy Łowicz w Polsce kosztuje 7,80 zł, tutaj sok malinowy Łowicz w sklepie kosztuje 0,99 funta czyli mniej niż 5 zł - paradoks???).
Największe koszta to czynsz, jednak tak jak już wspomnialem państwo jest w stanie zasponsorować naprawdę dużo, trzeba tylko wiedzieć co, gdzie i jak.
Po przeczytaniu tego co wyżej napisałem, od razu zadałem sobie pytanie - czy jest jakikolwiek powód  żeby wrócić do polski i się męczyć biedując? Czy warto tkwić w tym bagnie, gdzie grama słońca nie widać a szanse na poprawę sytuacji wydaja się zerowe? I w końcu  czy byłbym w stanie strawić ta swoja bezradność wobec tego co się dzieje w kraju? Odpowiedz jest tylko jedna, dlatego bez żadnych wątpliwości zostaje tu gdzie jestem, przynajmniej na chwile obecna.
I choć wierze mocno, ze jeszcze nie wszystko stracone, to boje się, ze życia może mi braknąć  bo na szybko nic zrobić się nie da. Poza tym ludzie w Polsce musza dojrzeć i zacząć iść za cywilizacja. Jeżeli do tego nie dorośniemy  będziemy się tylko cofać, jak to się ma do tej pory.
Katalog Blogów Blooger
Zagłosuj na
mój BLOG
w rankingu! :-)

wtorek, 19 marca 2013

Marihuana - Po drugiej stronie lustra vol.2


Ze względu na duże zainteresowanie tematem marihuany (500 wyświetleń/tydzień) postanowiłem podzielić się z Wami kolejnymi spostrzeżeniami.
Po publikacji pierwszej części zostałem lekko znokautowany przez osoby przeciwne tej roślinie. I nie chodzi już o sam fakt spożywania, jak o to, ze publicznie się do tego przyznaje.
Ja nie wiem, czy my jesteśmy naprawdę takim zakłamanym społeczeństwem i wolimy o czymś nie mówić, ze względu na to co inni o nas pomyślą? Ja działam całkowicie wbrew temu. Ja nie mam żadnych tajemnic i to co widzę, słyszę i przezywam - opisuje, a zdanie innych nie bardzo na mnie działa. Traktuje moje zachowanie raczej jak wyznaczanie i realizowanie celów. Przyznając się publicznie do palenia marihuany zyskałem tyle, iż dużo ludzi zaczęło o tym mówić. Kolejnym zadaniem jest próba wyjaśnienia tym ludziom, jaka jest różnica miedzy prawda a fikcja. Dzięki temu, ze przeczytali pierwszy post
zaistniała szansa na przeprowadzenie konwersacji, która umożliwi wymianę poglądów i zwiększy wiedzę obu stron.
Poza tym, nie widzę w tym nic złego. Jeżeli jest to dla kogoś bariera, lepiej żeby wiedział o tym fakcie wcześniej i sam decydował czy znajomość ze mną jest warta świeczki czy nie. Ja nie szukam kolegów/przyjaciół na sile, wszystko wychodzi w życiu samo.
Jak to bywa, swój swojego zawsze pozna, dlatego tez towarzystwo, w którym przebywam i w którym się odnajduje jest, może nie takie jak ja, ale na pewno podobne.
Poza tym faktem, muszę stwierdzić, ze w dorosłym życiu nie ma za wiele czasu dla towarzyszy. W moim dorosłym życiu na pierwszym miejscu istnieje rodzina, a następnie praca, dzięki której mogę ja utrzymać i dać im to czego potrzebują.
Czuje się na tyle spełniony życiowo, pomimo mojego młodego wieku, ze wszystko co teraz robię, robię już tylko z myślą o rodzinie. Ja raczej jestem skromnym i nie wymagającym człowiekiem, a największa radością dla mnie jest szczęście moich najbliższych.
Marihuana w moim życiu to coś więcej niż hobby. To stopniowe uświadamianie sobie kim jestem i dokąd dążę. To wyznaczanie sobie celów i ich realizacja, to rozważania pomiędzy etyka a moralnością, powód dalszych działań i podnoszenia własnych ambicji, to napawanie się wena i tworzenie czegoś, o czym normalnie nie można pomyśleć i w końcu to bycie lepszym człowiekiem.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, ze wspominam tylko o zaletach a co z wadami?
Otóż sprawa ma się następująco: 
Substancje smoliste - to prawda, ze jest ich nieco więcej niż w dymie papierosowym (właśnie po to są bonga, fajki wodne, maszynki do podgrzewania, aby uniknąć problemu z wdychaniem substancji smolistych). Uzależnienie jest, tak jak już pisałem w poprzednim poście, tylko psychiczne, do tego bardzo lekkie i krótkotrwale, porównywalne do uzależnienia od kawy.
Lenistwo - ważny efekt uboczny, jednak tutaj wszystko zależy od nas. Ja nauczyłem się,  ze nie ma czegoś takiego jak "nie chce mi się" i mogę palić nawet w pracy (czego nie robię, bo praca to nie przedszkole).
Cale nasze zachowanie po zapaleniu, w przeciwieństwie do alkoholu, jest kontrolowane wiec nie musimy się martwic, ze narobimy głupstw będąc pod wpływem. Na drugi dzień budzimy się wypoczęci, bez kaca i "moralniakow".
Jak sami widzicie, nie taki diabeł straszny jak go malują. Mam nadzieje, ze ta krotka relacja o marihuanie będzie jakąś wskazówką i godnym wiary opisem dla tych,  którzy myślą inaczej i naprowadzi ich na człowiecze myślenie.
Dziękuję wszystkim serdecznie za tak dużą czytelność i zarazem zachęcam do udostępniania linka do tego blogu na swoich tablicach Facebook-owych (o ile nie jest to sprzeczne z waszymi zasadami). Im więcej osób to przeczyta, tym większa będzie liczba osób świadomych. Każdy ruch jest dobry, a jeżeli uda mi się przedstawić ze zrozumieniem swoje racje chociaż jednej osobie, to już będzie to dla mnie wielki sukces.
Zachęcam również do komentowania postów na blogu.
Dziękuję czytelnikom z UK, Polski, USA, Kanady, Francji, Niemiec, Irlandii, Włoch, Belgii, Austrii i Holandii. Dzięki raz jeszcze, ze jesteście tutaj ze mną.
Juz wkrótce kolejne tematy z cyklu społeczeństwo.
Pozdrawiam - Rumun
Zagłosuj na
mój BLOG
w rankingu! :-)

piątek, 8 marca 2013

Marihuana - Po drugiej stronie lustra


Marihuana

Ach, ciężki temat do zgryzienia tym razem, ze względu chociażby, na dużą liczbę zarówno zwolenników jak i przeciwników tej świętej rośliny.
Poniżej będę się starał przedstawić swoje racje, oraz udowodnić  ze nie jest to przede wszystkim narkotyk, a używka  znacznie bardziej bezpieczna niż inne środki odurzające, dostępne legalnie w sklepie lub aptece. Nie znajdziecie tutaj historii marihuany ani nie będzie to żadnym przewodnikiem typowego palacza. Będzie to bardziej relacja z własnego życia, ubranego w doświadczenia jeżeli chodzi o temat "weed-u".
Pierwsze moje relacje (tylko wizualne) z marihuana sięgają polowy lat '90, kiedy często, bo każdego roku, przebywaliśmy z rodziną w Holandii. Nie był to co prawda Amsterdam, a mała wioska o nazwie Kapel Avezaath, w pobliżu utrechtu, jednak jak na holandie przystało  również tam była masa "coffe shop-ów". Oprócz tego, dużo ludzi uprawiało ta roślinę zaraz pod swoimi domami, a ogromne, zbite, zieloniutkie topy zwisały nad parapetami jak w Polsce słoneczniki. Niesamowite uczucie, widok jeszcze lepszy. Niestety, ze względu na mój młody wiek w tym czasie, nie dane mi było skosztować tego "cuda", jednak pogłębiłem od razu wiedzę, żeby wiedzieć z czym mam do czynienia. Tam było to coś całkowicie normalnego,  jednak po przyjeździe do polski okazało się to niczym temat tabu, a za posiadanie malej, jedno-gramowej torbeczki suszu można iść do "paki" nawet na 3 lata. Pomyślałem, co za chory kraj, który wręcz wciska ludziom alkohol do reki, żeby utrzymać rynek spirytusowy, a nie godzi się na palenie naturalnej używki,  no ale co tu się dziwić, przecież to Polska.
W roku 1997, gdy zaczęliśmy z chłopakami tworzyć muzykę hip hop, zaczęliśmy również jeździć na koncerty. To właśnie na pierwszym z nich, w Sanoku, gdzie grał "Konwent" zapaliliśmy pierwsze "szkło".
Niezapomniane uczucie. Euforia, zadowolenie, przypływ natchnienia, relaks, brak zmartwień  świetna zabawa z pełną kontrolą- tak właśnie zapamiętałem ta chwile. Kolejność rzeczy była taka, iż z dnia na dzień coraz częściej sięgałem po "blanta" zamiast po kieliszek i po dłuższym czasie odstawiłem alkohol całkowicie (należy zaznaczyć, ze wcześniej upajaliśmy/upijaliśmy się alkoholem niemal codziennie.
Co było dla mnie najbardziej zadowalające to fakt, że nawet po kilku tygodniach palenia jointów  bez żadnych przerw, potrafiłem przerwać ta passę bez problemu i żyć bez używek.
I tak trwało to moje jaranie z koleżkami kilka ładnych lat. To właśnie w tym czasie pisaliśmy i nagrywaliśmy kawałki, których słuchali wszyscy z okolic i nie tylko, to właśnie w tym czasie poznaliśmy się dobrze i żyliśmy przyjacielsko na każdym poziomie, spędzając miło czas przy "buchu" i dobrych bitach z Przemyśla.
W kolejności poznałem moją obecnie żonę, wiec coraz więcej czasu zacząłem spędzać z nią,  a mniej z przyjaciółmi (kur.., chłopaki, tak wyszło, taka kolej rzeczy). Zacząłem palić bardzo sporadycznie, przeważnie w czasie jakiś imprez.
Następnie wyjechałem trochę do Niemiec, gdzie ciężko dostać jakikolwiek "towar" wiec i przygodę z lufka przerwałem na ten okres. Po roku pobytu w Niemczech wróciłem do kraju, ożeniłem się, a następnie wyjechałem z żona do Londynu, gdzie mieszkamy do dzisiaj.
Londyn, jak wszystkim wiadomo, słynie miedzy innymi z tego, iż na ulicy można kupić wręcz wszystko, poczynając od muchomorów, poprzez marihuanę, amfetaminę kokainę czy LSD. Mimo zakazu posiadania konopi,  który tutaj obowiązuje  jak w większości krajów UE, jest tego na pęczki  Na szczęście i w przeciwieństwie do naszego kraju, istnieje tutaj moralność ludzka, która jest nieco ponad prawem, a na pewno je nieco przysłania. Dlatego w UK, jeżeli zdąży się sytuacja, że policja zatrzymuje podejrzanego o posiadanie narkotyków  a znajdzie tylko "zioło" po prostu poucza jedynie, że jest to zakazane na terenie UK. Za drugim razem jest również stosowane upomnienie, a za trzecim z kolei - grzywna - £500. Każdy tutaj pali na swoje ryzyko. Nikt się nie musi bać, że za torbę jarania trafi do wiezienia, choć prawo mówi inaczej. Wielka Brytania jako jeden z niewielu krajów zrozumiała, ze jeżeli nie da się czegoś zwalczyć, należy się nauczyć z tym żyć. Poza tym, w porównaniu z obywatelami Polski, Anglicy są o wiele bardziej wyrozumiali, tolerancyjni i ze względu, że mieli już wcześniej styczność z marihuana, wiedza, że jest ona używka nie narkotykiem i nie przywiązują się zbytnio do zakazu zażywania marihuany.
W Polsce sprawa ma się identycznie, choć odwrotnie proporcjonalnie do ludzi z UK. W Polsce się nie próbuje takich rzeczy, a nawet o tym się nie rozmawia. Jeżeli już ktoś wspomni cokolwiek w tym temacie, to w odpowiedzi usłyszy tylko jakie to jest niedobre i do czego może doprowadzić, choć pojęcia praktycznego żaden znawca nie ma. Wszystko o czym się mówi to bajki wyssane z palca, głupoty, których ktoś się naoglądał w telewizji i później powtarza jak papuga. Niestety, osoby publiczne, a w szczególności politycy sceptycznie odnoszą się do myśli o legalizacji marihuany. Większość z tych osób nigdy nie miała styczności z Marry, co potwierdzają słowa Jarosława Kaczyńskiego który zapytał w tv na żywo, w prost: "to marihuana jest z konopi? ...". Również premier Tusk stwierdził  że palił marihuanę, ale się nie zaciągał (choć, skoro tak, to po co to robił? 1.Nie umiał  2. Chciał być "cool" dla koleżków  wiec "palił" z nimi). W ciągu ostatniego roku zaczęło robić się głośno w Polsce o świętym zielu. A to w serialach coraz częściej pokazują, a to rożnego rodzaju sprzęt (fifki, bonga, rizle, krasher'y itp.) do zakupienia w większych ilościach sklepów. Nawet osoby publiczne, takie jak Kora, Maciek Rock, Maciek Maleńczuk  czy Agnieszka Szulim przyznały się publicznie do palenia trawki.
Największa, tematyczna impreza w Polsce  "Marsz Wyzwolenia Konopi", propagująca legalizacje, zyskała tysiące "wiernych", wśród nich sam Janusz Palikot. To dzięki niemu legalizacja marihuany jest jednym z założeń partii Ruchu Palikota i zaczyna się o tym mówić, również w sejmie.
Powracając do opowieści moimi oczyma, przyznaje, że pale do dziś dzień. Tak jak pije kawę  od czasów szkolnych, tak pale tez zielsko i nie widzę w tym nic szkodliwego, a nawet więcej - daje mi to czas, na dokładna analizę niektórych sytuacji i pomaga wyjść z nich zwycięsko. Rozwijam się w każdej dziedzinie, napełnia mnie to weną. Czuje się porostu lepiej, bez zakrzątania sobie głowy rzeczami mało istotnymi, skupiając się na wykonywanej aktualnie czynności  Czy jest w tym coś złego? Nie. Czy widać jakieś negatywne zmiany? Nie. Gdyby Marihuana nie przestała być tematem tabu, a ja nikomu bym się do tego nie przyznał i robił to jak niegdyś - po kryjomu, to do dzisiaj nikt nie zarzuciłby mi, że jestem palaczem.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż ludzie nabywając swoja teoretyczną wiedzę od rodziców, dziadków, ze szkoły, z kościoła czy tez z telewizji, myślą  ze wiedza wszystko, a tak naprawdę nie wiedzą nic, ponieważ rzeczy, o których się dowiedzieli są również tylko przesłankami i z prawdą za wiele wspólnego nie mają.
Uzależnienie jest na miarę uzależnienia od kawy. Można normalnie funkcjonować, choć odczuwa się brak tego lepszego samopoczucia, a każdy kolejny dzień "bez" jest już tylko lepszy, ponieważ organizm sam zaczyna wytwarzać serotoniny, odpowiedzialne za uczucie szczęścia.
Nie chce pisać  żeby na siłę cokolwiek zachwalać  Nie chcesz, nie pal. Ale jeżeli nie próbowałeś (ew. próbowałeś raz czy dwa) to nie mów nie pisz/nie wypowiadaj się  Najlepiej jak wstrzymasz się od głosu  Ludzie są bardzo podatni na opinie innych i często wzorują się komentarzami całkowicie sobie nieznanych osób. Każdy palacz potwierdzi moje słowa  "To nie narkotyk, to tylko używka, żeby żyło się przyjemniej" i każde negatywne opinie są dla mnie śmieszne. Jeżeli już jesteśmy takim demokratycznym państwem  to zróbmy referendum i przekonajmy się. Gdyby wziąć pod uwagę tylko osoby z doświadczeniem praktycznym poparcie byłoby stuprocentowe. Z resztą  co to za demokracja skoro mniejszość nie ma żadnych praw?
Należy również wspomnieć, ze marihuana niegdyś używana była przede wszystkim w celach leczniczych (głownie jako lek przeciwbólowy , a została zakazana przez propagandę  co zapoczątkowało sprzedaż jej na czarnym rynku, co teraz jest również w interesach władz. W niektórych krajach na świecie, można legalnie uprawiać i spożywać marihuanę. Przykładem w europie jest Holandia czy Czechy, a w świecie również Jamajka, USA czy Urugwaj. Każdy kraj, całkowicie różny od siebie, całkowicie różne obyczaje ale cel wspólny  zamierzony i myślę, że sprawdzony. Zyski z podatków,  mniej ludzi w wiezieniach, nowe miejsca pracy, wolność  To chyba te najważniejsze zalety, które zyskały te kraje. Poza tym pomoc ludziom chorym. W USA zioło dostępne jest jedynie na receptę  dla ludzi np. w stanach depresyjnych czy tez chorych na stwardnienie rozsiane.
W Polsce jeszcze długa droga do zrozumienia. Dopiero następne pokolenie (nasze, bądź naszych dzieci) będzie w stanie zmienić ta sytuacje w kraju. Dopiero Ci, którzy zaznali tego uczucia na własnej skórze zrealizują nasze cele i pragnienia.
A my mamy piątek wieczór, napisałem to co chciałem Wam napisać, a teraz zamierzam położyć córkę spać,  zapalić i odpocząć po ciężkim, przepracowanym tygodniu przed telewizorem, jak normalny człowiek, nie jak narkoman...
Zagłosuj na
mój BLOG
w rankingu! :-)